PRODUKTY
WSPÓŁPRACA
KONTAKT
LEBLANDIA
| |
Ogłoszenie - Leblandzkie Wydawnictwo Cesarskie zaprasza wszystkich
zainteresowanych publikacją swojej twórczości o kontakt!
Nasza
Oferta:
"Dzienniki Duhirjn cz. 2" -
planowane wydanie - grudzień 2016 r.
POBIERZ
TEKST
"Dzienniki Duhirjn" -
Wydanie: 31.07.2009
POBIERZ
TEKST
Arasya - Pustynna
Prowincja...
Pod
względem zasobów wodnych najuboższa Prowincja Leblandii; ponad połowa
Arasyi cierpi na niedostatek wody; okresowo występują długotrwałe susze
(1895-1903, 1958-68, 1982-83); ponad 60% powierzchni stanowią obszary bezodpływowe;
wśród jezior (przeważnie słonych i o zmiennej powierzchni) największe:
Tiuskier; na Wyżynie Zachodniej liczne solniska; duże znaczenie dla gospodarki
Arasyi mają podziemne zbiorniki wodne (zwłaszcza Zbiornik Cesarski).
"Dzienniki Damhallagh"
POBIERZ
TEKST
Damhallagh - Mroczna
Prowincja...
Prowincja Damhallagh jest
najbardziej na wschód wysuniętą prowincją Cesarstwa Leblandii. Jej oddalone
położenie powoduje, że mało kto o niej pamięta i do niej zagląda. Niektórzy
twierdzą, że słusznie...
Specyficzne położenie, na
drodze prądu morskiego i silnych wiatrów spowodowało, że wyspę tą okrywają
ciemne chmury, powodujące, że na jej terenie prawie zawsze panują ciemności...
Mało tego... wyspę pokrywają
niezbadane, do dnia dzisiejszego bagna...
Książka opisująca
niebezpieczną wyprawę, jaką kilka tygodni temu podjęła grupa
obywateli Cesarstwa Leblandii, którzy nie bacząc na przeciwności losu
wybrali się do Mrocznej Prowincji, aby zbadać, ile prawdy kryje się w
legendach...
Większą część książki
stanowią opowieści podróżników-badaczy - Catchy Thorgensena, Mike'a,
MYKILLa i kilku innych, często anonimowych osób...
Oto fragmenty "Dzienników
Damhallagh"
"Wiedziony chęcią poznania państwa, w którym chciałbym osiąść na stałe postanowiłem
poznać wszelkie zakątki Cesarstwa. Traf chciał, że w drodze do Leben City gdzie chciałem
złożyć wniosek o przyznanie obywatelstwa, mój mały statek zawinął do wybrzeży Damhallagh.
Zaraz po zacumowaniu, wyruszyłem na czele małej ekipy poszukiwawczej w głąb
dżungli.
Dotarły do mnie intrygujące opowieści o mieszkańcach tych ziem. Intrygujące i zarazem
przerażające. Podobno czczą oni dziwne bóstwo o imieniu Wooka, by zapewnić sobie jego
przychylność potrafią posunąć się nawet do kanibalizmu. W podstawowym wyposażeniu
obowiązkowo znaleźć musiały się więc dwa karabiny, radionadajnik i race sygnalizacyjne.
Po klkudziesięciu minutach marszu wgłąb lądu jeden ze zwiadowców przybył z
meldunkiem, że niedaleko od miejsca, w którym się znajdowaliśmy tubylcy rozbili
obozowisko. Mówił, że znajduje się tam około 12 osób, głównie kobiet i starców. Ekipa, którą dowodziłem była
wystarczająca do podjęcia próby nawiązania kontaktu.
Wkroczyliśmy do obozowiska ok. godz. 15.00 czasu miejscowego. W naszym kierunku
natychmiast wybiegło dwóch rosłych wojowników wymachujących prymitywnymi maczetami.
Postanowiłem wystrzelić racę sygnalizacyjną w ich kierunku. Wycelowałem tak, by spadła im
pod nogi. Moja akcja wywarła efekt większy od zamierzonego. Tubylcy z przerażeniem
odskoczyli do tyłu i padli na kolana. Niewątpliwie oddawali mi cześć nazywając mnie "kha-dumlan".
Całej scenie przypatrywała się pozostała grupa obozowiczów. Na twarzach wszystkich rysował
się niepokój. Co raz słychać było słowo "kha-dumlan". Całe to zamieszanie trwało może minutę,
kiedy w moją stronę ruszył spokojnie starzec. Niewątpliwie szaman tej małej grupy. Ku mojemu
zdumieniu odezwał się łamaną angielszczyzną, zaprosił nas do ogniska, przedstawiając się jako
Dharby - Pan od bólów. Dharby zachowywał się jakbym był jego starym znajomym. Wyjaśnił, że
"kha-dumlan" oznacza "Pan od ogni". Wywnioskowałem, że potraktował mnie jako szamana z innego
plemienia. Rozmawialiśmy na różne tematy (szczegółowy opis postaram się dostarczyć w niedługim
czasie, jeden z moich ludzi pozostał na wyspie by pozyskać możliwie jak największą liczbę danych dot.
tego plemienia). Tybylcy, szybko uwijali się by przygotować ucztę. Na rożnie pojawiła się pieczona
świnia. Dharby w ramach "bratania" powiedział, że musimy jako "kha" wypalić "buzguza". Jest to
stary zwyczaj ludności tybulczej, w bogato zdobionej fajce pali się mieszankę ziół aromatycznych
z nowospotkanymi osobami. Dharby bardzo chciał dowiedzieć się "tajemnicy
strzelającego ognia".
Szczerze mówiąc, oszukałem go mówiąc, że raca to zaczarowany kij pochodzący z niebios. O dziwo,
uwierzył. Wypytywał mnie o przyczynę mojego przybycia w te strony, on sam powiedział, że
wraz ze swoim plemieniem udaje sie na coroczne "bandandu" - swoisty "zlot" szamanów.
Starałem się dowiedzieć jak najwięcej na temat tego spotkania. Dharby był jednak bardzo tajemniczy,
starał się zmieniać temat. Słyszałem kiedyś o tajemniczej wyspie nieopodal Damhallagh. Było to chyba,
w którejś z Leblandzkich knajp. Coś mnie tknęło, zapytałem się o tą historię szamana. Ten coś bąknął
pod nosem. Zapytałem ponownie proponując, że w zamian za satysfakcjonujące informacje dostanie w
prezencie "zaczarowany kij pochodzący z niebios". Dharbiemu zabłysnęły oczy. Zacząl swoją
dziwną opowieść..."
"DZIEŃ
PIERWSZY, Piątek godz. 9.45
Na wyspie wylądowaliśmy w pobliżu południowego
cypla zwanego Zębem Wschodu. Obszar ten jest lekko górzysty oraz bardzo
zalesiony, tak, więc spodziewaliśmy się odnaleźć kilka jaskiń, oraz
jakieś podziemne kompleksy. Nasze przypuszczenia sprawdziły się i już
po godzinie trafiliśmy na pierwszą podziemną pieczarę.
DZIEŃ PIERWSZY, Piątek godz. 11.00
Wyekwipowani w liny i latarki zeszliśmy w dół.
Jaskinia nie wydawała się duża. Śmierdziało tam stęchlizną, grzybem
i czymś jeszcze... Gdy zapaliliśmy latarki, naszym oczom ukazał się
przerażający widok. W ścianach zamurowane były niezliczone ilości
czaszek i kości. Tworzyły one coś w rodzaju pisma. Jednak jego
znaczenia nikt z nas nie potrafił odnaleźć. Zbadawszy dokładnie
jaskinię i upewniwszy się, że już nic ciekawego tam nie znajdziemy wróciliśmy
na powierzchnię..."
"szanowny cesarzu!
po tak krotkim czasie od wyruszenia na ekspedycje poszukiwawcza wyspy
Damhallagh docieraja do mnie pierwsze sygnaly od smialkow, ktorzy podjeli sie zadania.
Oto jeden z raportow z sektora #1:
Witam wlasnie dolecialem po tak dlugim locie do stolicy Damallagh, moge powiedziec ze trudno bylo wyladowac poniewaz geste chmury zasnuwaly
wszystko.
Po wyczerpujacym locie przyjeli mnie w swoje ramiona mieszkancy miasta ktorym jest Magadha.
Na wyspie wcale nie jest tak ciemno chociaz jak sie wejdzie do dzungli jakies 2 km od Magadhy nic po prostu nie widac ale to tylko w
dzungli. Udalem sie po dwóch godzinach drzemki na poszukiwania,wypozyczylem dzipa od Alfreda
ktory jest takim jakby dobrym ojcem Magadhy.
Udalem sie na poludnie gdy zapuszczalem sie w glab wyspy nie wiedzialem co
mnie bedzie czekac, coraz zimniej coraz ciemniej musialem zapalic zapalniczke abym wiedzial
w jaka strone mam jechac... na kompasie nic nie bylo widac.......
Po trzech i pól godzinach postanowilem rozlozyc oboz wszedzie bylo ciemno
nie wiedzialem gdzie jestem ani w jakim miejscu a nawet okazalo sie ze
...."
Polecamy też zapoznać się z Folderem
Prowincji Damhallagh
Profil
Wydawniczy:
Wydawnictwo EMPEROR stawia
sobie za cel stworzenie Księgozbioru Literatury Leblandzkiej, pisanej przez
Leblandczyków. Literatury wszelkiego rodzaju, zarówno lekkiej i przyjemnej,
jak też i całkowicie poważnej, prozy, poezji i fraszki...
Kontakt:
E-Mail:
- Informacje
ogólne: Cesarz
Leblandii
Wydawnictwo: Senator Anike
|