Strona Główna Mecenatu


autor: Morganna D'Ascogon 

STWORZYCIELKA

Powoli, po cichu, niezauważalnie cofnęła się w siebie. Głos nauczyciela cichł stopniowo, aż gruba skorupa nieświadomości otoczyła ją całkowicie. Zanurzyła się w wewnętrzną świadomość. To trochę tak jakby została wchłonięta przez krystaliczną ciepłą wodę, która przepływając przez płuca oczyszczała ją z resztek rzeczywistości. Pozbyła się ubrania i wydłużyła swoje włosy, które stały się teraz całkiem czarne. Powoli, leniwie poruszyła nogami, a ciecz przy każdym ruchu głaskała jej ciało. Cały ocean śpiewał wokół niej, aż dotarła do zielonej, skalistej wyspy. Wyszła na brzeg jak nimfa. Nagie stopy odciskały się na jasnym pisaku, a niebo było tak rozkosznie mokre i ciężkie. Przeszła przez plażę, a kiedy jej skóra dotknęła soczystej, wilgotnej od rosy trawy puściła się w galop i już była piękną kasztanową klaczą. Oddychała pędem. Wsłuchiwała się w świst powietrza w grzywie. Kopytami wystukiwała tętno ziemi, a wszystkie rośliny i zwierzęta podchwyciły ten rytm, aż stał się ich życiem. Ptaki śmiały się idąc z nią w zawody. Biegła tak aż wyrosły przed nią skały przeciwległego brzegu. Stanęła i kiedy zauważyła piękno, dzwoniących fioletowych kwiatów ukrytych w rozpadlinach kamieni, zachwiała się na swoich dwóch nogach.

-Witaj Maniwa

Zabrzmiał głęboki, przynoszący na myśl wnętrze ziemi, głos. Rozejrzała się, ale nie dostrzegła mówiącego.

-Tutaj Maniwa

Tym razem dźwięk dochodził z, do tej pory ukrytego, wejścia do jaskini

-Witaj Bezimienny

Powiedziała a nogi same poniosły ją do wnętrza. Jaskinia zamilkła, pełna nabożnego strachu. Zawsze wszystko przy nim tak cichło.

-Nie boli mnie to Maniwa. Ja nie czuje, czy zapomniałaś?

Uśmiechnęła się i zakryła swoje myśli przed jego wzrokiem. Przeszła przez jaskinie świadoma swojego ciała i wzroku Bezimiennego

-Jeżeli czujesz pożądanie, jak możesz nie czuć bólu. Nie okłamuj mnie .

Usłyszała jego uśmiech. Zatrzymała się naprzeciw wejścia, gdzie skała tworzyła coś na kształt okna, wychodzącego na ocean.

-Bezimienny komu służysz?

-Tobie Maniwa

Stał bez ruchu ale każdą cząsteczką swojego nowo ukształtowanego ciała, pragnął jej. Zapachu, smaku, aksamitu jej skóry, dźwięku jej głosu...Pragnął ją posiąść na własność, ale znał swoją rolę, więc milczał.

-Nie o to pytam

Machnęła ze zniecierpliwieniem ręką i odwróciła się aby spojrzeć mu w oczy, a jej włosy przybrały kolor śpiewającej pod jej stopami morskiej wody.

-Jesteś dobry czy zły?

-Jestem

Wytrzymał jej spojrzenie, nie uciekł, mimo że, tak bardzo pragnął być teraz gdzie indziej.

-A jednak widzę, a jednak świat milknie wokół Ciebie. Odpowiedz. Ze strachu czy czci?

Okrążyła go szepcząc te słowa. Nie musiała mówić głośniej, skały spotęgowały dźwięk aż urósł do krzyku.

-Ja ich nie słyszę Maniwa. Nie śpiewają przy mnie i do mnie nie mówią, bo nie mogę ich usłyszeć.

-Kłamiesz

Tym razem krzyknęła.

-Nie po to stworzyłam Ciebie i cały ten świat, żebyś mi kłamał.

-Nie unoś się Maniwa

Jego głos był surowy choć tak bardzo pragnął nasycić go emocjami. Burzą uczuć, która w nim szalała.

-Odpowiedz więc na moje pytanie

-Stworzony służy Stworzycielce, a więc ja podporządkuję się Twojej woli

-Nudzisz mnie Istoto, wszyscy jesteście tylko bezwolnymi i bezmyślnymi tworami, marionetkami w moich dłoniach. Nie macie własnego zdania, myśli, uczuć. Jesteście żałośni.

Krzyczała. Cała Przestrzeń wypełniła się jej krzykiem, aż Bezimienny i wszystko co stworzone poczuli się częścią krzyku swojej Maniwy.

-Jesteś tylko śmieszną zabawką Bezimienny.

Bała się jej kiedy tak krzyczała, choć doskonale wiedział, że w jej słowach jest więcej łez i beznadziei niż złości. Przemógł się wiec i objął jej cudownie białe ramiona i odgarnął z twarzy włosy koloru morskich fal.

-Już dobrze Maniwa, nie krzycz już

A kiedy chciała coś powiedzieć objął ją i pocałował. A potem ułożył na piasku wypełniającym dno jaskini. Rozpalił wzrokiem tysiące małych, połyskliwych płomyków tańczących w skalnych szczelinach i zgasił słońce by im nie przeszkadzało. A potem pozwolił Maniwie pić ze jego ust i jeść chleb jego ciała. Kiedy jednak zasnęła, a słońce na nowo zaczęło rozświetlać nadmorską grotę, wziął połyskujący zimno sztylet i rozciął snieżnobiałą szyję swojej kochanki. Skały zaśpiewały, ożywione krwią Pani, a inne Istoty Stworzone podchwyciły ten śpiew i tą krew i pławiły się w nich, aż stały się Wolne na wieki.

-Wybacz Maniwa, że skłamałem.

Wyszeptał Bezimienny i nie oglądając się za siebie dołączył do swego Ludu i śpiewał z nimi Pieśń, a oni nadali mu imię.