MOJA SZKOŁA
autor: MYKILL
Moja szkoła .... hmm tak jest nudna. Nudna. Każdy dzień wygląda tak samo, monotonia szarego papieru toaletowego. Z każdym dniem wchodząc do budynku szkoły mam tą świadomość, że bieżący dzień niczym nie różni się od poprzedniego i jutrzejszego. Z samego rana te same nudne i wymęczone oraz ospałe portierki, znów te same twarze o godz. 7:30, znów żadnej znajomej osoby w bufecie i znów przynajmniej 20 minut czekania aby ktoś przyszedł ... monotonia. Trochę ciekawiej robi się tuż przed ósmą - szkoła zapełnia się uczniami, kiedyś były to codziennie nowe twarze, dziś ... znów ta wysoka dziewczyna witająca się z chłopakiem, znów niski młodzieniec wchodzący dziarsko do szkoły, znów trzy koleżanki śmiejące się z chłopaka stojącego nieopodal i znów ten sam nauczyciel przedzierający się korytarzem do pokoju nauczycielskiego.
Pierwsza lekcja ... wszyscy zaspani tylko nauczyciel jakby istota nie potrzebująca snu snuje swe wywody na temat danego przedmiotu. Cała klasa słuchająca z miernym zainteresowaniem i co niektóre śpiące jeszcze łebki oparte na ławce ... znów to samo. Dzwonek. Tak to na pewno jeden z żywszych momentów każdego dnia, dzwonek na i po lekcji. Wszyscy zrywają się ze swych siedzeń by smętnie i bez życia wytoczyć się na korytarz albo na boisko. Na boisku ... nuda pozbijane grupki młodzieży, codziennie te same siedzące na tych samych miejscach. Znów olbrzymi facet całujący się ze swoją mikroskopijną dziewczyną, znów chłopaki z którejś pierwszej bez entuzjazmu rzucający piłkę to wygiętego kosza, znów parki, trójki i większe grupy tych samych jak co dzień uczniów zbite pod ścianą i gadające o niczym a tylko czasami przelatujący samolot zagłuszy delikatny gwar roznoszący się w powietrzu. Dzwonek.
Kolejna lekcja, kolejny nudny przedmiot i kolejny nudny nauczyciel. Klasa jakby już przytomna ze średnim zainteresowanie przygląda się kolejnemu meczowi piłki za oknem. Najlepiej mają dziewczyny, jak co dzień od początku roku siedzą najbliżej okien i mają najlepszy punkt obserwacyjny. Reszta klasy, no cóż ... nuda. Tu ktoś gada o bzdurach z kolegą, tu dwie dziewczyny wymieniają plotki na temat ulubionych aczkolwiek już znudzonych aktorów, znów nauczyciel któremu wydaje się, że wszyscy go słuchają zadaje kolejne identyczne do poprzedniego zadanie domowe, znów wszyscy smętnie bazgrolą w zeszytach i znów ... dzwonek.
Przerwa. Podobnie jak poprzednia i następna przerwa ta jest tak samo długa i posępna. Kolejni uczniowie, znani mi z twarzy i kolejni nauczyciele wylewają się z klas i niczym gęsta fala budyniu rozchodzą się po szkole. W bufecie znów kolejka, znów krzyki, przepychanki i wciskanie się w kolejkę. Znów duszno i nieprzyjemnie ... trzeba ponownie wyjść na dwór. Na dworze nic się nie zmieniło, te same osoby co poprzednio, te same tematy i ta sama piłka od kosza, znów ten samolot ... dzwonek.
Trzecia lekcja. Hmm... równie długa i szara jak następna. Kolejny nudny nauczyciel, kolejny nudny zeszyt do wyjęcia oraz kolejna ciężka książka do otworzenia. Znów ci sami uczniowie bazgrający to samo co poprzednio w zeszytach, ponownie wysilający się nauczyciel i znów brzęcząca jarzeniówka dające sztuczne nieprzyjemne światło. Cisza panująca w sali monotonia jak zawsze. Tak jak ostatnio uczeń pytający czy może wyjść do toalety i znów jak poprzednio dwie dziewczyny rozmawiające o pogodzie. Nawet ta się nie zmienia. Kolejny mecz za oknem i kolejni uczniowie rozkładający się na betonowym boisku ... dzwonek.
Ostatnia przerwa. Najgorsza ze wszystkich. Wszyscy czekają na koniec zajęć, znów wszyscy wychodzą na płytę boiska. Znów przepychanki w bufecie i znów nauczyciele pędzący wymienić dziennik, nawet te same osoby wchodzące i wychodzące z toalet. Szarość dnia i monotonia płynącego czasu znów są na boisku. Uczniów jakby trochę mniej czyżby uciekli ??? Nie ... przecież oni są w szatni podobnie jak wczoraj i jutro ściskają się w wąskim i dusznym korytarzu po odbiór nakrycia. Na boisku to samo znów olbrzym i jego dziewczyna, znów chłopaki na boisku i znów tłumy pod ścianą - znów zimno. Równo z dzwonkiem powietrze ponownie przeszywa warkot silników samolotu, lecącego gdzieś w chmurach.
Ostatnia lekcja, ponownie zerowe skupienie, ponownie silący się nauczyciel i ponownie spuszczone głowy oparte na rękach - śpią. Wszystkie zmysły liczą snujący się czas do ostatniego dzwonka. Ponownie nudne oczekiwanie i monotonna nadzieja, że to już za piętnaście minut. Kolejne piętnaści minut, takie same jak każde każdego dnia. Ostatni dzwonek ... koniec.