Legenda o Damhallagh

autor: ...:::wujek:::...

 

      

 

Według legendy w tej prowincji żyło się kiedyś jak w raju. Panował dostatek, ludzie byli dla siebie mili i życzliwi. Było to miejsce spokojne, jego ludność nigdy nie prowadziła żadnych wojen i każdy mógł żyć jak chciał! Któregoś dnia na brzegu wyspy pojawił się rozbitek, wyglądał na słabego i wycieńczonego. Mieszkańcy zabrali go do wioski i dbali o niego jak o siebie samych, mimo, iż nie wiedzieli kim on jest i skąd się wziął na ich wyspie! Rozbitka nużył sen i rzadko kiedy odzyskiwał przytomność. Tak wegetował przez kilka tygodni. Kiedy już wszyscy stracili jakąkolwiek nadzieję, nawet szaman plemienia, rozbitek zaczął wracać do siebie i po kilku dniach miał już na tyle siły, aby wstać z łóżka i podziękować osobiście ludziom, którzy go uratowali! Podróżny niewiele mówił o sobie przy wspólnych posiłkach, siedział i słuchał, samemu milcząc i odpowiadając jedynie na pytania, ale nawet te odpowiedzi były krótkie i zwięzłe! Kiedy odzyskał pełnię sił, powiedział wodzowi plemienia, że musi odejść, gdyż nie chce narażać ich na niebezpieczeństwo, ale nie wyjawił jakie i z czym związane! Wódz nie przejął się jego słowami, gdyż czego miałby się bać ktoś, kto nigdy nie widział żadnej wojny, nie mówiąc już o braniu w jakiejkolwiek udziału! Pewnej nocy, kiedy ów rozbitek chciał uciec z wyspy, kiedy już wsiadał do pozostawionej na brzegu rybackiej łodzi, zauważył dziesiątki ogni na wodzie! To było to, o czym mówił. Nadciągała zagłada! Przerażony nie wiedział co ma robić. Mimo wszystko postanowił odpłynąć, z nadzieją, że kiedy zobaczą go agresorzy, dadzą spokój ludziom, którzy go uratowali! Tak się, niestety, nie stało. Ostrzelano jego łódź z łuków i obrzucono dzidami. Nie miał szansy na przetrwanie. Łodzie napastników dobiły do brzegów Damhallagh, wysiedli z niej tajemniczy wojownicy i zaczęli wszystko palić, cała wioska poszła z dymem. Najeźdźcy nie zwracali uwagi kogo zabijają, nie oszczędzali nawet kobiet i dzieci. Wodza i szamana wyprowadzili z ich chat i przywiązali do drzew. Nie zdawali sobie jednak sprawy z siły i mocy szamana. On tymczasem rzucił urok na tych, którzy odważyli się podnieść rękę na niego i jego współplemieńców! Szaman rzucił przekleństwo na całą wyspę i wszystkich na niej obecnych, i spowił nad nią ciemne chmury, które otoczyły wyspę jak śmiertelny całun.

Kiedy agresorzy dotarli do miejsca, gdzie pozostawili łodzie zobaczyli tylko stertę palącego się drewna. Zostali więc zmuszeni zostać na wyspie. Cierpią tam potworne katusze. Od tamtej pory nikt nie zbliża się nawet do wyspy. A ci, którzy przepływali w jej pobliżu twierdzą, że spoza gęstych chmur dobiegają czasem dźwięki bębnów.